Wydawca: Mag
Język oryginału: angielski
Liczba stron: 625
Ocena: 6/6
„Tigana” to piękna, fascynująca opowieść kanadyjskiego autora fantasy, którego książki przetłumaczono na dwadzieścia jeden języków. Kay, zanim zaczął pisać własne powieści, pomagał Christopherowi Tolkienowi przygotować do druku „Silmarillion” J. R. R. Tolkiena. Gdybym nie znała jego innej książki pt. „Lwy Al-Rassanu” to prawdopodobnie przypuszczałabym, iż autor czerpie pomysły z utworów Tolkiena. To jednak nieprawda, gdyż udało mu się znaleźć własny styl i tematykę, która najbardziej mu odpowiada - powieść parahistoryczną.
Istnieje także dobrze znana prawda dotycząca ludzi i bogów (...). Jest to prosta prawda, że śmiertelnik nie może zrozumieć, dlaczego bogowie kształtują wydarzenia tak, a nie inaczej. Dlaczego niektórzy giną w kwiecie wieku, a inni pod koniec życia zamieniają się w cienie samych siebie. Dlaczego cnota musi czasem zostać zdeptana, a w pięknym, wiejskim ogrodzie kwitnie zło. Dlaczego w przebiegu linii ludzkiego życia i losu tak wszechpotężną rolę gra przypadek, czysty przypadek.
Akcja powieści rozgrywa się na Półwyspie Dłoni, w realiach renesansowych Włoch. Kraina ta podzielona jest na dziewięć prowincji, które z wyjątkiem jednej zostały podbite przez dwóch rywalizujących ze sobą magów - Alberica z Barbadioru i Brandina z Ygrathu. Najzacieklejszy opór stawiała Tigana, której podczas pierwszej bitwy udało się zabić syna jednego z tyranów. Została za to skazana na niemalże całkowite zrównanie z ziemią i wymazanie jej nazwy z pamięci wszystkich, którzy się w niej nie urodzili. Garstka kobiet i mężczyzn niemogących się z tym pogodzić postanawia przywrócić pamięć swojej ojczyźnie; początkowo snując przeróżne intrygi i szukając ludzi gotowych im pomóc, a zakończywszy na otwartej walce na polu jedynej niezdobytej prowincji.
Największe wrażenie zrobili na mnie niezwykle wyraziści bohaterowie powieści Kaya. Każda ma interesującą przeszłość i cel, do którego dąży. O żadnej nie mogę powiedzieć, że jest do końca zła lub dobra. Przykładem może być Brandin - okrutny tyran, ale i rozpaczający po śmierci syna władca zakochany w jednej z kobiet ze swojego haremu, a także Alessan - następca tronu Tigany pragnący wolności dla swojej ojczyzny, zdolny zabijać, by ten cel osiągnąć. W konsekwencji sympatia czytelników nie zatrzymuje się na jednej konkretnej postaci, ale swobodnie wędruje pomiędzy wszystkimi (w moim przypadku z wyjątkiem Alberica z Barbadioru, kierującego się jedynie ambicjami zdobycia imperatorskiej władzy we własnym kraju). Do ciekawszych należy także Dianora, która poświęciła niemal całe życie na wkupienie się w łaski Brandina z Ygrathu, by pomścić ojczyznę, co z nieprzewidzianego powodu jej się nie udało oraz Dewin - wędrowny śpiewak, który odkrywa swoje tigańskie pochodzenie i zostaje wplątany w serię wydarzeń mających przywrócić pamięć o Tiganie. Kay to mistrz grania czytelnikom na emocjach. Udowodnił to w „Lwach Al-Rassanu” i podobnie jest tutaj. Bohaterowie wywoływali we mnie przeróżne uczucia i naprawdę czułam się z nimi w jakiś sposób związana. Pogłębiła to jeszcze narracja prowadzona z różnych punktów widzenia.
Jak na prawdziwą fantastykę przystało, magia stanowi główną oś tej powieści. Bohaterowie jednak równie często posługiwali się bardziej tradycyjnymi metodami. Początkowo nazbyt skomplikowana fabuła sprawiła, że nie byłam pewna, czy bez problemów dotrwam do zakończenia. Na szczęście w pewnym momencie wyjaśniły się kluczowe sprawy i ani się nie obejrzałam, aż trafiłam na ostatnią stronę powieści. Moim zdaniem, zdecydowanie za szybko. Ucieszyłabym się, gdyby niektóre wątki zostały bardziej rozbudowane, ale nie powinnam narzekać, bo „Tigana” to dzieło znakomite, do którego pewnie jeszcze nie raz wrócę. Porusza ważne kwestie, ale w całkowicie przystępny sposób.
To już druga tak dobra przeczytana przeze mnie książka tego niezwykle utalentowanego pisarza i z pewnością nie ostatnia. Na półce czekają już kolejne pozycje. „Tiganę” polecam miłośnikom fantastyki i historii, ale nie tylko, bo to niezwykle mądra, ciekawa i momentami wzruszająca opowieść, która powinna zainteresować wszystkich.
Ja niestety nie jestem zwolenniczką tego typu książek fantasy jednak kto wie... moze kiedyś z czystej ciekawości sięgnę po ten tytuł.
OdpowiedzUsuńPozdrawiamLena173
Niestety, nie moja działka - fantasy, magia i inne cuda mnie nie pociągają. Ale kiedyś zamierzam spróbować przekonać się do tego gatunku, więc nie jest wykluczone, że Twoja recenzja mnie do tego zachęci :)
OdpowiedzUsuńCzy dobrze pamiętam, że wspomniane w tekście "Lwy" miały swoją recenzję na Twoim poprzednim blogu (ostatnia notka przed przerwą chyba). Brzmiało ciekawie. To trochę mniej, ale chyba warto spojrzeć.
OdpowiedzUsuńNie jestem wielką miłośniczką fantasy, trochę już bardziej przepadam za historią, ale pomimo to kiedyś pewnie przeczytam, jak tak zachwalasz tą książkę.
OdpowiedzUsuńJakoś nie mam ochoty - strasznie mnie odtrąca:)
OdpowiedzUsuńSkoro powinna zainteresować wszystkich, to i mnie :). Poszukam w bibliotece.
OdpowiedzUsuńFutbolowa: "Tigana" nie jest typową powieścią fantasy. Nie ma w niej żadnych dziwnych istot itp. Gdyby nie magia, byłaby to zupełnie normalna książka. Moim zdaniem jest świetna! :)
OdpowiedzUsuńGrzesiek: Tak, dobrze pamiętasz. A po "Tiganę" naprawdę warto sięgnąć. Moim zdaniem jest nawet lepsza niż "Lwy Al-Rassanu".
Ania: Lubisz historię! No coś takiego ;dd Ja w sumie też, ale nie z naszym "wspaniałym" podręcznikiem.
Sara: Hmm... Nie mam pojęcia, co takiego może Cię odtrącać. To naprawdę piękna i mądra książka.
Mani: Cieszę się ;)
możliwe, że aż taka porcja magii:)
OdpowiedzUsuńPowieści Kaya są najmniej "fantastycznymi" książkami ze wszystkich książek fantasy, jakie do tej pory przeczytałam.
OdpowiedzUsuńInteresuje mnie ten Tigan od pewnego czasu. Może przeczytam.
OdpowiedzUsuńSzkoda, że nie ma w bibliotece żadnej jego książki, ale już zapisuję na listę
OdpowiedzUsuńZapraszam do łańcuszka - szczegóły u mnie na blogu ;)
OdpowiedzUsuńFantastyka... Oby była w bibliotece, w co szczerze wątpię ;(. Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńMiałam kiedyś w rękach jakąś książkę Kaya, i pamiętam jedynie, że nie mogłam się za nią zabrać - teraz mi się kiepsko ten autor kojarzy.
OdpowiedzUsuńLubię czasem przeczytać coś z fantasy, ale naprawdę od czasu do czasu. Ostatnio jednak trochę zaniedbałem ten gatunek i chyba pora to nadrobić może właśnie "Tiganą":)
OdpowiedzUsuń