Wydawca: Prószyński i S-ka
Rok wydania: 2011
Cykl: Seria Nowej Fantastyki: Odkrycia Riyrii
Liczba stron: 736
Tytuł oryginału: The Crown Conspiracy / Avempartha
Rok wydania oryginału: 2007, 2009
Ocena: 4/6
Powieści ze stosunkowo niedawno powstałej serii Nowej Fantastyki: „Najlepsze książki na świecie. Prawdopodobnie” nie są z pewnością literaturą najwyższych lotów, ale prezentują przyzwoity poziom i zapewniają kilka godzin bezpretensjonalnej rozrywki. Na debiutancki utwór Michaela J. Sullivana składa się klasyczne fantasy z odrobiną powieści łotrzykowskiej. Podobne połączenie występuje w drugim tomie serii.
Hadrian Blackwater i Royce Melborne to nieprawdopodobnie utalentowany duet złodziejski, znany pod nazwą Riyria. Zdobędzie dla bogatego hrabiego poufne listy córki markiza, by potem za odpowiednio wysokie wynagrodzenie oddać je właścicielce. Dla wprawy wykradnie pilnie strzeżony obiekt, by następnego dnia odnieść go we właściwe miejsce. Ma swoje zasady. Złamanie jednej z nich staje się przyczyną niemałych kłopotów. Hadrian i Royce zostają niesłusznie oskarżeni o zamordowanie króla. Porwanie księcia wydaje się jedynym skutecznym pomysłem, by ocalić życie i odnaleźć więzienie potężnego, groźnego czarnoksiężnika.
Powieści ze stosunkowo niedawno powstałej serii Nowej Fantastyki: „Najlepsze książki na świecie. Prawdopodobnie” nie są z pewnością literaturą najwyższych lotów, ale prezentują przyzwoity poziom i zapewniają kilka godzin bezpretensjonalnej rozrywki. Na debiutancki utwór Michaela J. Sullivana składa się klasyczne fantasy z odrobiną powieści łotrzykowskiej. Podobne połączenie występuje w drugim tomie serii.
Hadrian Blackwater i Royce Melborne to nieprawdopodobnie utalentowany duet złodziejski, znany pod nazwą Riyria. Zdobędzie dla bogatego hrabiego poufne listy córki markiza, by potem za odpowiednio wysokie wynagrodzenie oddać je właścicielce. Dla wprawy wykradnie pilnie strzeżony obiekt, by następnego dnia odnieść go we właściwe miejsce. Ma swoje zasady. Złamanie jednej z nich staje się przyczyną niemałych kłopotów. Hadrian i Royce zostają niesłusznie oskarżeni o zamordowanie króla. Porwanie księcia wydaje się jedynym skutecznym pomysłem, by ocalić życie i odnaleźć więzienie potężnego, groźnego czarnoksiężnika.
Powieść amerykańskiego pisarza, a właściwie dwa pierwsze tomy serii, mają za zadanie zapewnić rozrywkę i bez wątpienia im się to udaje. Przewidywalna fabuła, nieco naciągane momenty i prosty, zaledwie poprawny język są w pełni rekompensowane przez żywą akcję, ciekawą, wciągającą fabułę i sporą dawkę humoru. Wprowadzający tom stawia na szybkie tempo następujących po sobie wydarzeń, natomiast drugi skupia się na intrygach.
Niedopracowana jest kreacja świata. Tak ważna w powieści fantasy jest tutaj potraktowana po macoszemu. Ogromna ilość nic nieznaczących nazw krain, mało opisów i żadnego charakterystycznego miejsca, które miałabym ochotę zobaczyć na własne oczy. Niewiele dowiadujemy się o jego historii, panujących obyczajach i wierzeniach. Początkowo mnich o niezwykłej umiejętności zapamiętywania co do słowa wszystkiego, co kiedykolwiek przeczytał, a następnie ponad dziewięćsetletni czarodziej niechętnie dzielą się własną wiedzą, na zadawane im pytania odpowiadają w nieprzynoszący satysfakcji sposób. Występuje tradycyjny podział na ludzi, elfów i krasnoludy, choć póki co dwie ostatnie grupy nie odgrywają żadnej istotnej roli.
Główne postacie, choć dość barwne, są nierozbudowane i początkowo trudno ich od siebie odróżnić. Ich osobowość i umiejętności poznajemy wyłącznie dzięki samodzielnej ocenie sytuacji, w jakiej się znaleźli. Obaj niewiele mówią, zawsze konkretnie, na temat i z drobnymi złośliwościami, o które żaden się jednak nie obraża. Royce jest niski, zwinny, ma sokoli wzrok i potrafi otworzyć wszystkie zamki, natomiast Hadrian, zawsze z trzema mieczami u boku, zna dawno zapomniane sztuki dające mu przewagę w starciu z kilkoma przeciwnikami naraz. Razem tworzą zgrany duet, dla którego nie ma rzeczy niemożliwych. Ciekawi mnie, jak Sullivan rozwinie te postacie w kolejnych tomach.
Polecam czytelnikom dopiero zaczynającym przygodę z fantasy i wszystkim innym szukających po prostu lekkiej, przyjemniej lektury. Idealnie nadaje się jako przerywnik pomiędzy cięższymi, wymagającymi skupienia utworami.
Niedopracowana jest kreacja świata. Tak ważna w powieści fantasy jest tutaj potraktowana po macoszemu. Ogromna ilość nic nieznaczących nazw krain, mało opisów i żadnego charakterystycznego miejsca, które miałabym ochotę zobaczyć na własne oczy. Niewiele dowiadujemy się o jego historii, panujących obyczajach i wierzeniach. Początkowo mnich o niezwykłej umiejętności zapamiętywania co do słowa wszystkiego, co kiedykolwiek przeczytał, a następnie ponad dziewięćsetletni czarodziej niechętnie dzielą się własną wiedzą, na zadawane im pytania odpowiadają w nieprzynoszący satysfakcji sposób. Występuje tradycyjny podział na ludzi, elfów i krasnoludy, choć póki co dwie ostatnie grupy nie odgrywają żadnej istotnej roli.
Główne postacie, choć dość barwne, są nierozbudowane i początkowo trudno ich od siebie odróżnić. Ich osobowość i umiejętności poznajemy wyłącznie dzięki samodzielnej ocenie sytuacji, w jakiej się znaleźli. Obaj niewiele mówią, zawsze konkretnie, na temat i z drobnymi złośliwościami, o które żaden się jednak nie obraża. Royce jest niski, zwinny, ma sokoli wzrok i potrafi otworzyć wszystkie zamki, natomiast Hadrian, zawsze z trzema mieczami u boku, zna dawno zapomniane sztuki dające mu przewagę w starciu z kilkoma przeciwnikami naraz. Razem tworzą zgrany duet, dla którego nie ma rzeczy niemożliwych. Ciekawi mnie, jak Sullivan rozwinie te postacie w kolejnych tomach.
Polecam czytelnikom dopiero zaczynającym przygodę z fantasy i wszystkim innym szukających po prostu lekkiej, przyjemniej lektury. Idealnie nadaje się jako przerywnik pomiędzy cięższymi, wymagającymi skupienia utworami.