sobota, 21 maja 2011

„Droga” Cormac McCarthy

Wydawca: WL
Liczba stron: 268
Ocena: 5/6


Cormac McCarthy to znany, amerykański powieściopisarz, laureat kilku nagród, w tym Pulitzera właśnie za książkę „Droga”. Pomimo ekranizacji i dużej popularności obu tych dzieł, przez długi czas nie była mi znana. Kojarzyłam za to inne powieści McCarthy'ego, choć żadnej nie przeczytałam. Jestem pewna, że wkrótce się to zmieni, gdyż „Droga” w osobliwy sposób zaprzątnęła moje myśli. 

Świat po straszliwej katastrofie. Większość żywych stworzeń zniknęła z powierzchni ziemi. Morza i oceany utraciły swój błękit. Wszechobecne zimno i ciemność. Bandy kanibali przemierzają zgliszcza miast. Wydaje się, że to jedyna droga do przetrwania. Bezimienni mężczyzna i chłopiec, mimo beznadziejnej sytuacji, pozostają wierni ostatniej zasadzie czyniącej ich ludźmi i podejmują wędrówkę w nieznane.

„Droga” to powieść, która wzbudza wiele emocji. Początkowe niedowierzanie, szok i przerażenie zmieniają się w uczucie beznadziejności i przygnębienia. Czytelnik ma nadzieję, że los bohaterów się odmieni, oczekuje na szczęśliwy koniec wędrówki, ale podświadomie przeczuwa, że to niemożliwe. Czytałam w słoneczny dzień i z każdą kolejną stroną miałam coraz większą rzucić książkę w kąt, zapomnieć. Ale to nie takie łatwe. „Droga” zmusza do refleksji nad człowieczeństwem i końcem świata, który przecież  z pewnością kiedyś nastąpi. Sprawia także, że zaczynamy doceniać to, w jak dobrych warunkach żyjemy.

„Droga” została napisana w nieco odbiegający od standardów sposób. Nie ma rozdziałów, akapity są bardzo krótkie a dialogi nieakcentowane. Mężczyzna i chłopiec pozostają anonimowi. Rozmowy między nimi ściskają  za serce swoją prostotą i szczerością. Fabuła natomiast trochę rozczarowuje. Nie dowiadujemy się niczego o samej katastrofie, wędrówka jest dość monotonna, a ostatnie strony, choć wzruszające, pozostawiają niedosyt. Na długo w pamięć zapada za to oszczędny, ale plastyczny język. Zadziwiające, że można tak pięknie opisać chylący się ku upadkowi świat.

Polecam!

środa, 11 maja 2011

stosik 3/2011

Obiecałam sobie, że będę kupować mniej książek, ale to silniejsze ode mnie. ;)


Od góry:

1. Gra o tron George R. R. Martin
2. Rozgwiazda Peter Watts
3. Vita nostra Siergiej i Marina Diaczenko
4. W poszukiwaniu Jake'a i inne opowiadania China Mieville
5. Trojka Stepan Chapman

piątek, 6 maja 2011

„Shriek: Posłowie” Jeff VanderMeer





Wydawca: Mag
Rok wydania: 2010
Cykl: Uczta Wyobraźni
Liczba stron: 400
Tytuł oryginału: Shriek: An Afterword
Rok wyd. oryginału: 2006
Ocena: 4+/6







Jeff VanderMeer należy do grona pisarzy obdarzonych zdumiewającą wyobraźnią, których powieści zalicza się do stosunkowo niedawno powstałego nurtu fantastyki - New Weird. „Shriek: Posłowie” to druga książka, z trzech wydanych do dnia dzisiejszego, opowiadająca o fikcyjnym mieście Ambergris. Łączy w sobie elementy biografii,  barwnej powieści historycznej i pamiętnika. Nowatorskim pomysłem jest zamieszczenie na ostatnich stronach utworu nieoficjalnej ścieżki dźwiękowej wybranej osobiście przez Jeffa VanderMeera. Bez zarzutu oddaje ona klimat książki.

Czytając „Shriek: Posłowie” odnosi się wrażenie, że nie jest to książka atrakcyjna dla przeciętnego czytelnika. Trudno się w nią wgryźć, a bez znajomości „Miasta Szaleńców i Świętych” staje się to wręcz niemożliwe. Nie ułatwia sprawy dość jednostajna fabuła i statyczne przedstawianie wydarzeń. Niektóre z nich miały ogromną szansę porwać odbiorcę, ale niestety nie udało im się stać czymś więcej niż elementami pomagającymi utrzymać koncentrację. Jedynie czytelnik spragniony powieści ambitnej, przy której niezbędne jest skupienie, nie dozna rozczarowania. Książka VanderMeera to prawdziwe czytelnicze wyzwanie, które bez wątpienia warto podjąć.

Wyjątkowy klimat przenika każdą stronę książki i to właśnie dzięki niemu jest ona tak unikatowa. Tworzy go przede wszystkim wizja fascynującego miasta nazywanego Ambergris. Wywołuje psychodeliczne odczucia zmieniające się w niepokój, a czasem nawet przerażenie. Rzeczywistość miesza się w nim z ułudą. Miasto wraz z każdą kolejną wizytą odsłania przed czytelnikiem inne oblicze (maskę?). Dogłębne poznanie go jest rzeczą niewykonalną. Choć w niniejszej powieści pełni zaledwie rolę tła, wzbudza równie silne emocje jak w „Mieście Szaleńców i Świętych”. Dzięki szarym kapeluszom, rdzennym mieszkańcom Ambergris, wizja zyskuje na tajemniczości. Wiem, że „Finch” ma wyjawić ich największy sekret i trochę tego żałuję. 

Kolejnym wartym uwagi aspektem prozy VanderMeera jest stylizowanie tekstów. Wydaje się to być naturalne, ale w rzeczywistości niewielu pisarzy stosuje ten zabieg. W „Shriek: Posłowie” odnosi się on do całej struktury powieści. Jest niechronologiczna, panuje w niej chaos. Można być pewnym, że właśnie tak wyglądałoby posłowie napisane przez Janice Shriek. Patrząc na to z innego punktu widzenia, dochodzi się do wniosku, że autor ma kłopoty ze stworzeniem spójnego, uporządkowanego tekstu. Znając jednak inne książki VanderMeera, wiem, że to pierwsza teza jest właściwa, a każdy element został przemyślany i powstał w konkretnym celu. Zabieg stylizowania odnajdujemy także w zderzeniu wypowiedzi autorstwa Duncana i Janice - rodzeństwa i jednocześnie głównych bohaterów. Subiektywna narracja siostry jest nierzadko ironicznie komentowana przez jej brata. Czytelnik poznaje dwa punkty widzenia niektórych sytuacji i wydawać by się mogło, że czyta o różnych wydarzeniach, gdy tymczasem mowa jest o jednym i tym samym.

Gdybym nie znała wcześniej Uczty Wyobraźni, to sięgnęłabym po „Shriek: Posłowie” choćby ze względu na cudowną okładkę. Wszystkie w serii są oryginalne i inspirujące, ale ta wyjątkowo przypadła mi do gustu. Książkę oczywiście polecam, ale trzeba się nastawić, że nie jest to lekka lektura do autobusu. Dobrze też byłoby zapoznać się wcześniej z „Miastem Szaleńców i Świętych”.