Liczba stron: 780
Tytuł oryginału: A Game of Thrones
Data wyd. oryginału: 1996
Ocena: 6/6
Tytuł oryginału: A Game of Thrones
Data wyd. oryginału: 1996
Ocena: 6/6
W ostatnich miesiącach za sprawą serialu nakręconego na podstawie pierwszego tomu cyklu głośno zrobiło się o „Pieśni Lodu i Ognia”. Byłam bardzo ciekawa, czy faktycznie jest o co robić tyle szumu, więc gdy tylko znalazłam odpowiednią ilość czasu na to dość opasłe tomiszcze zabrałam się za nie i bez reszty dałam wciągnąć w zaskakująco realistyczną, niezmiernie fascynującą opowieść.
W Zachodnich Krainach o ośmiu tysiącach lat zapisanej historii widmo wojen i katastrofy nieustannie wisi nad ludźmi. Zbliża się zima, lodowate wichry wieją z północy, gdzie schroniły się wyparte przez ludzi pradawne rasy i starzy bogowie. Zbuntowani władcy na szczęście pokonali szalonego Smoczego Króla, Aerysa Targaryena, zasiadającego na Żelaznym Tronie Zachodnich Krain. Niestety, obalony władca zostawił potomstwo. Opuszczony tron objął Robert - najznamienitszy z buntowników. Minęły już lata pokoju i oto możnowładcy zaczynają grę o tron.
Czytam książki z gatunku fantasy od dawna, ale rzadko mam okazję trafić na dzieło tak wybitnie, jak „Gra o tron”. Świat wykreowany przez Martina cechuje średniowieczna atmosfera urozmaicona niewielką ilością nadnaturalnych stworzeń. Fabuła sprawia wrażenie niesamowicie rzeczywistej; w dużej mierze jest to zasługa faktu, iż autor nie oszczędza swoich bohaterów, nawet ważna postać może w każdej chwili stracić życie lub zdrowie. Jest ich jednak na tyle dużo, że któraś na pewno przypadnie do gustu czytelnikowi. Ja polubiłam obdarzonego ironicznym poczuciem humoru karła Tyriona, smoczą księżniczkę Deanerys i niesforną, ciekawą świata Aryę. Martin posługuje się prostym, mało kwiecistym językiem, który doskonale pasuje do zimnych, pozbawionych litości ludów Zachodnich Krain. Nawet przez chwilę nie pozwala nudzić się czytelnikowi. Każde wydarzenie przykuwa uwagę i sprawia, że z niecierpliwością czekamy na kolejne fragmenty napisane z perspektywy danej postaci. Ciekawie prezentują się także miejsca, w których rozgrywa się akcja. Szczególne wrażenie robi Wielki Mur chroniący przed dawno zapomnianymi zagrożeniami.
„Gra o tron” to idealny przykład na to, iż można napisać znakomitą powieść fantasy i nie umieszczać w niej masy elfów, krasnoludów i innych magicznych stworzeń. W końcu czyje losy, jak nie ludzi, będą dla nas najbardziej przejmujące?
„Gra o tron” to idealny przykład na to, iż można napisać znakomitą powieść fantasy i nie umieszczać w niej masy elfów, krasnoludów i innych magicznych stworzeń. W końcu czyje losy, jak nie ludzi, będą dla nas najbardziej przejmujące?