środa, 23 listopada 2011

„Wyprawa czarownic” Terry Pratchett

 



Wydawca: Prószyński i S-ka
Rok wydania: 2001
Cykl: Świat Dysku
Liczba stron: 264
Tytuł oryginału: Witches Abroad
Rok wyd. oryginału: 1991
Ocena: 5,5/6






„Wyprawa czarownic” jest dwunastą powieścią kultowego cyklu - Świat Dysku. Tym razem Terry Pratchett bierze na warsztat osobliwą mieszankę złożoną z luster, baśni i podróży. Jest to najlepszy, spośród znanych mi trzech, utwór mistrza powieści humorystycznej.

Lustro może wessać skrawek duszy. Lustro może pomieścić odbicie całego wszechświata, niebo pełne gwiazd w kawałku posrebrzanego szkła, nie grubszego niż tchnienie. Kto rozumie lustra, ten rozumie prawie wszystko. Spójrzmy w lustro... głębiej... na pomarańczowe światełko na nagim górskim wierzchołku, tysiące mil od roślinnego ciepła bagien...

Po śmierci Dezyderaty, rolę matki chrzestnej niepozornej dziewczynki Elli przejmuje Margrat. Jej misją jest zapobiegnięcie ślubowi z księciem odległej krainy. Młodej i niedoświadczonej, ale pełnej zapału czarownicy postanawiają pomóc koleżanki po fachu: Babcia Weatherwax i Niania Ogg. Razem udają się do Genoi, rządzonej przez miłośniczkę szczęśliwych zakończeń, Lilith. Podróż bogata jest w spotkania z bohaterami znanych baśni i poznawanie zwyczajów zagranicznych krajów. 

Jako pierwsza, uwagę przykuwa barwna okładka. Drobiazgowość i lekkie szaleństwo idealnie komponują się z treścią książki. „Wyprawa czarownic” zawiera liczne aluzje do baśni, m.in. o Czerwonym Kapturku, Śpiącej Królewnie czy też Kopciuszku. Pozbawione są magicznej otoczki, niemniej jednak już samo ich zauważanie to duża satysfakcja. Do tego mamy Casanovę, vodou i pogromcę wampirów, kota Greeba.

Dla reszty świata był wielkim kocurem, wypchanym niewiarygodnie niezniszczalną siłą życiową opakowaną w skórę. Obcy często się nad nim litowali, bo praktycznie nie miał uszu, a jego morda wyglądała, jakby usiadł na niej niedźwiedź. Nie mogli wiedzieć, że przyczyną tego jest kocia duma Greeba, która kazała mu próbować walczyć albo gwałcić absolutnie wszystko, aż do czworokonnego wozu z drewnem włącznie. Kiedy Greebo maszerował ulicą, groźne psy skamlały i chowały się pod schodami. Lisy trzymały się z daleka od wioski. Wilki starały się ją omijać. - To taki wielki pieszczoch - rzekła niania.

„Wyprawa czarownic” jest powieścią wielowymiarową. Pratchett zgrabnie przeplata w niej zabawne sytuacje z fragmentami refleksyjnymi i tylko od nas zależy, czy będziemy chcieli poświęcić im dłuższą chwilę.

Ogromną sympatię wzbudzają główne bohaterki: zwolenniczka głowologii, wyznająca surowe zasady, których jednak osobiście się nie trzyma - Esme Weatherwax, znawczyni obcych języków i ludowych przyśpiewek, miłośniczka jedzenia, które powinno uciekać na czterech nogach albo na parze nóg i parze skrzydeł. A przynajmniej mieć płetwy. Pomysł jedzenia mającego więcej niż cztery nogi to całkiem inna para... tzn. kilka par kaloszy - Gytha Ogg i zmokła kura, Margrat Garlick. Dialogi pomiędzy nimi to kolejna charakterystyczna cecha książki. Lekko ironiczne i proste w swojej konstrukcji na długo zapadają w pamięć. 

„Wyprawa czarownic” będzie idealnym wyborem, jeśli szukamy kilku godzin relaksu, a także humoru na najwyższym poziomie. Polecam!

sobota, 12 listopada 2011

„Finch” Jeff VanderMeer





Wydawca: Mag
Rok wydania: 2011
Cykl: Uczta Wyobraźni
Liczba stron: 354
Tytuł oryginału: Finch
Rok wyd. oryginału: 2009
Ocena: 5/6






Nietrudno zauważyć, że powieści Jeffa VanderMeera już na stałe zagościły w zdobywającej coraz większą popularność serii Uczta Wyobraźni. „Finch” to już trzeci utwór w ogóle i drugi po „Shriek: Posłowie” z cyklu o Ambergris. W 2008 roku Solaris wydał „Miasto szaleńców i świętych”, będące pierwszym spotkaniem z tym niezmiernie fascynującym, zmieniającym swoje oblicze miastem. 

Detektyw John Finch prowadzi śledztwo w sprawie podwójnego morderstwa, którego ofiarami są człowiek i przedstawiciel gatunku fanaarcensitii, potocznie zwanym szarymi kapeluszami. W tle - opanowane przez pierwotnych mieszkańców, ogarnięte anarchią ruiny niegdyś wspaniałego miasta artystów, kojarzonego m.in. z Karnawałem Słodkowodnych Kałamarnic, czy też odwieczną rywalizacją pomiędzy domami wydawniczymi Hoegbottona a Frankwrithe'a i Lewdena. 

W każdej powieści VanderMeer prezentuje inną odsłoną Ambergris i używa do tego przeróżnych form: klasycznego opowiadania, eseju historycznego, naukowego artykułu, notatek, posłowia a nawet encyklopedii. „Finch” to zdumiewająca mieszanka kryminału i new weird. Utwór z pogranicza snu i jawy, wzbudzający zarówno fascynację jak i obrzydzenie. Zdradza tajemnice szarych kapeluszy - jak pojawiły się na terenach obecnego Ambergris i na czym im tak naprawdę zależy. Ich mentalność, anatomia i kultura w dużej mierze wciąż pozostają niewiadomą. Całość jest tak dobrze dopracowana i w swojej nienormalności zaskakująco logiczna, że nie można pozbyć się wrażenia, iż Ambergris to nie wytwór szalonej wyobraźni a prawdziwe, żywe miasto istniejące w innej rzeczywistości. 

Akcja utworu jest nierówna, najpierw snuje się leniwie, wzmagając ciekawość czytelnika, by nagle wykonać zwrot i już do samego końca nie zatrzymywać się nawet na moment, niczym w dobrej powieści sensacyjnej. Uwagę przyciągają bohaterowie - posiadają nietuzinkową osobowość, są odrobinę ekscentryczni i nie wiadomo kiedy pokażą swoją drugą twarz. „Finch” wymaga czasu, skupienia i bogatej wyobraźni. Bez wątpienia przydatna okaże się  też znajomość wcześniejszych tekstów o Ambergris.

Pewna jestem jednego: już nigdy nie spojrzę na grzyby jak na zupełnie niegroźny element przyrody.

Polecam!

sobota, 5 listopada 2011

„Pokuta” Anne Rice

 



Wydawca: Otwarte
Rok wydania: 2011
Cykl: Czas Aniołów
Liczba stron: 304
Tytuł oryginału: The Songs of the Seraphim
Rok wyd. oryginału: 2009
Ocena: 3/6







„Czas Aniołów” to najnowszy cykl autorki kultowego „Wywiadu z wampirem”, owoc jej duchowej przemiany i powrotu do wiary rzymskokatolickiej. Z lekkim powątpiewaniem zaczęłam czytanie pierwszego tomu, ponieważ Anne Rice to dla mnie niemal synonim słowa wampir. Jej wizja aniołów, póki co mnie nie przekonała.

Toby O'Dare, zwany Luckym Szczwanym Lisem jest płatnym mordercą, doskonałym w swoim fachu. Gdy dostaje zlecenie zabójstwa w swoim ulubionym hotelu Mission Inn, ma złe przeczucie. Intuicja go nie zawodzi. Znikąd pojawia się anioł, serafin Malachiasz i składa mu propozycję nie do odrzucenia: w zamian za pomoc otrzyma szansę na zbawienie. Toby godzi się i trafia do XIII-wiecznego angielskiego miasteczka Norwich, gdzie ma uratować żydowską rodzinę. 

„Pokuta” to opowieść o samotności: człowieku, który będąc u progu dorosłości stracił całą rodzinę i ukochaną. Bezgranicznie do tej pory oddany Bogu, wybrał zło i życie z dala od przyjaciół. To także historia nawrócenia, przemiany tak drastycznej, że aż sprawiającej wrażenie niemożliwej. Wreszcie prezentacja wizji autorki dotyczącej aniołów stróżów ludzi, pomocników Boga odpowiadających na modlitwy podopiecznych.

Pierwsza część powieści, przedstawiająca dwadzieścia osiem lat życia Toby'ego, jest zdecydowanie warta uwagi. Anne Rice dopracowała ją w każdym szczególe. Zadbała, by wszystkie fakty i przeżycia bohatera złożyły się w logiczną całość, prowadzącą w ostateczności do jego nawrócenia. Druga część jest natomiast zwyczajnie słaba, momentami naiwna i nierealistyczna. Wiele do życzenia pozostawia tło historyczne. Brak jakichkolwiek charakterystycznych elementów dla średniowiecznej Anglii nie pozwala poczuć jej niezwykłej atmosfery. Choć jest reklamowana jako „metafizyczny thriller”, nie posiada żadnych zwrotów akcji.

„Pokuta” mnie nie zachwyciła, powiedziałabym nawet, że jest dość przeciętną książką. Mimo wszystko Rice to Rice, dlatego nie straciłam jeszcze nadziei, że rozwinie się w kolejnych tomach i stworzy coś na miarę „Kronik wampirów”.