niedziela, 7 listopada 2010

„Miecz dla króla” T. H. White

   
Wydawca: Solaris
Liczba stron: 370
Ocena: 2/6


Nie byle jaki pierwszy z brzegu kraj,
Gdzie las, powietrze i woda,
Ale Wyspę Gramarii odwiedzimy dziś –
Czeka nas tam Przygoda.

Sięgając po klasyczny już dziś przykład retellingu legend arturiańskich, pierwszy tom cyklu pt. Był sobie raz na zawsze król autorstwa Terence'a H. White'a wydanego po raz pierwszy w latach 1938-1977, miałam nadzieję przenieść się na nowo do świata, którym fascynowałam się w dzieciństwie. Nie do końca mi się to udało, ponieważ niniejsza książka jest raczej infantylną i nieco dziwną baśnią, w której sam środek raczej nie chciałabym trafić.

Średniowieczna Anglia. Na skraju Puszczy Dzikiej zamieszkiwanej przez fantastyczne stworzenia, w zamku Sir Ectora wychowują się dwaj młodzi chłopcy: Kay - przyszły pan na włościach i Art, zwany Wartem, którego pochodzenie nie jest do końca jasne. Obaj spędzają czas na typowych dla tej epoki zajęciach: walce na kopie, łucznictwie, szermierce i polowaniach. Ich edukacją zajmuje się także żyjący pod prąd czasu czarodziej Merlin, którego lekcje nie przypominają niczego, co dotąd mieliśmy okazję poznać. Za pomocą magii potrafi on bowiem zmienić postać człowieka w dowolne zwierzę, ale na taką przemianę pozwala tylko Wartowi, którego wyraźnie faworyzuje. Dzięki nim chłopiec poznaje różnorodne struktury społeczne i uczy się umiejętności charakteryzujących dane stworzenia, co może przynieść mu w przyszłości duże korzyści.

Już po przeczytaniu kilku pierwszych rozdziałów zorientowałam się, że dialogi to jeden z najsłabszych aspektów tej powieści. Wyjątkowo dziecinne, często jedno-dwu wyrazowe wypowiedzi w ustach osób dorosłych, nie wyłączając Merlina, po którym spodziewałam się nieco bardziej rozwiniętych i dających do myślenia stwierdzeń, nie wniosły nic ciekawego do fabuły. Również ona nie zachwyca. Jest bardzo nierówna - raz jakieś wydarzenie ciągnie się nienaturalnie długo przez kilka rozdziałów, by następne zmieściło się kilkunastu linijkach. Są to w dodatku sytuacje bardzo luźno, żeby nie powiedzieć wcale, ze sobą związane. Brakuje chociażby jednej, konkretnej linii fabularnej, która sprawiłaby, że czytelnik z niecierpliwością przewracałby kolejne kartki powieści, by poznać dalsze losy bohaterów. Na nieco naciągany plus zasługują za to fragmenty, w których Wart poznaje życie zwierząt, zmieniając się w jednego z nich. Naciągany, ponieważ sporo w nich jak dla mnie zupełnie niepotrzebnego zanudzania, czym moim zdaniem niewątpliwie są opisy sposobów latania ptaków.

Fantasy jest gatunkiem literackim, który rządzi się własnymi prawami,ale wszelkie udziwnienia stosowane przez autorów rzadko kiedy wychodzą tym powieściom na dobre. Nie inaczej jest i w tym przypadku. Pomysł, że Merlin doskonale pamięta czasy obecne, ponieważ jego życie płynie pod prąd czasu, jest całkiem interesujący, ale niestety kiepsko sprawdza się w epoce, w której rozgrywa się akcja książki. Współczesne słownictwo sprawiło, że nijak nie mogłam poczuć atmosfery średniowiecznej Anglii, którą bardzo lubię.

Miecz dla króla nie jest jednak tak niewartą uwagi powieścią, jak to wynika z treści powyższych akapitów. Mnie osobiście bardzo przypadły do gustu plastyczne i po prostu urzekające opisy przyrody, a także ładne wydanie, które pięknie prezentuje się na półce. Zdaję sobie sprawę, że to niewiele, ale postanowiłam dać drugą szansę tej sadze, ponieważ kolejne tomy są podobno znacznie lepsze.

13 komentarzy:

  1. Książka niekoniecznie w moim stylu ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Uwielbiam króla Artura i rycerzy Okrągłego Stołu. ;) A co za tym idzie Legendy Arturiańskie, średniowieczną Anglię i w ogóle. Ale po tę książkę raczej nie sięgnę ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Ostatnio znów modne stały się Legendy Arturiańskie. ;) Raczej nie sięgnę po tę książkę, bo te plusy, o których piszesz to troszkę za mało. Bardziej skłaniam się ku "Mgłom Avalonu" ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. Myślałam, że ta książka bardziej przypadła ci do gustu. Ponieważ masz tą książkę, to kiedyś pewnie przeczytam.

    OdpowiedzUsuń
  5. Po początku Twojej recenzji pomyślałam sobie, że jest to zapewne bardzo ciekawa i godna uwagi lektura. Co prawda napisałaś, że jednak nie jest niewartą uwagi powieścią, lecz we mnie i tak zrodził się pewien dystans do tej książki. Nie zamierzam jednak rezygnować i może kiedyś uda mi się ją przeczytać.
    Pozdrawiam i dodaję do linek, jeżeli można :)

    OdpowiedzUsuń
  6. To jedna z książek od zawsze odłożonych na "kiedyś". Tak więc kiedyś kupię i przeczytam. Ostatnio byłam tego nawet blisko, ale Twoja niezbyt pochlebna decyzja jakoś oddaliła tę decyzję :)

    OdpowiedzUsuń
  7. A nie taka tematyka zupełnie nie interesuje, tak więc na książkę się nie skuszę.

    OdpowiedzUsuń
  8. Jak to się stało,że mnie tu chyba nigdy wcześniej nie było? Normalnie wstyd, bo piszesz cudnie ;) ciocia Lena się zakochała :D

    A książka niestety nie dla mnie ;)

    OdpowiedzUsuń
  9. Słyszałam o niej ale mnie nie zachęciłaś i nie chcę jej czytać

    OdpowiedzUsuń
  10. Nie słyszałam i już po samej szacie graficznej sądzę, że to nie dla mnie.

    OdpowiedzUsuń
  11. Jak mnie nie ciągnie. Nie wiem nawet czemu.

    OdpowiedzUsuń
  12. Lenalee: Oczywiście, że można. Ja również dodaję :)

    Lena173: Dziękuję ;D

    OdpowiedzUsuń