sobota, 26 lutego 2011

„Tern” Nik Pierumow

Wydawca: Solaris; 2010
Liczba stron: 504
Ocena: 4/6


„Tern” to pierwszy tom najnowszego cyklu rosyjskiego pisarza fantasy, twórcy m.in. trylogii „Pierścień mroku”, będącej kontynuacją „Władcy Pierścienia” Tolkiena. Nie zwróciłabym pewnie na niego uwagi, gdyby nie przepiękna okładka, dzięki której od razu zapragnęłam mieć go na swojej półce. Opis mnie nie zniechęcił, więc jeszcze w dniu premiery złożyłam zamówienie.

Bardzo się ciesze, że właśnie teraz zajrzałam do tej książki, bo już nie pamiętam, kiedy ostatni raz miałam do czynienia z taką naprawdę dobrą, klasyczną powieścią fantasy. Jak przystało na każdy tego typu utwór, akcja „Ternu” ma miejsce w wymyślonej krainie. Świat Siedmiu Zwierząt Rajlegu zachwyca baśniowym klimatem, jest niesamowicie kolory i zamieszkany przez rozmaite stworzenia. Mam wrażenie, że część z nich poznałam już wcześniej, ale pod innymi nazwami. Nie wpłynęło to jednak negatywnie na ogólną ocenę książki.

Głównym atutem tej powieści są niezwykle barwni, wyraziście wykreowani bohaterowie. Tytułowy Tern to dhuss, uparcie twierdzący, że nim nie jest. Towarzyszy mu sidcha Neiss, Gończa Nekropolis Stein i Krojon będący demonem-artystą. Każda z postaci ma własną osobowość, a niektóre dodatkowo charakterystyczny sposób wypowiadania się. Nie często mam okazję spotkać tak oryginalną drużynę.

Początkowo dialogi sprawiały wrażenie naiwnych i infantylnych, ale potem nastąpiła zdecydowana poprawa. Banalna, sztampowa fabuła „Ternu” nie zasługuje na miano specjalnie odkrywczej. Wynagradza to jednak ogromna ilość wydarzeń, dzięki której nie ma nawet chwili na nudę. Całość przypomina mi trochę Tolkiena, ale styl Nika Pierumowa jest znacznie lżejszy, a misja powierzona bohaterom nie dotyczy ratowania całego świata. Mam ochotę na tom drugi, ale cena nie zachęca do szybkiego zakupu. Generalnie - polecam!

sobota, 19 lutego 2011

„Cukiernia pod Amorem. Zajezierscy” Małgorzata Gutowska-Adamczyk

Wydawnictwo: Nasza Księgarnia
Liczba stron: 472
Ocena: 3/6


Pierwszy tom sagi rodzinnej autorstwa Małgorzaty Gutowskiej-Adamczyk zbiera same pochlebne opinie na blogach z recenzjami, więc i ja postanowiłam wstąpić w progi tej osławionej cukierni i przekonać się, czy oferowane słodkości są rzeczywiście takie pyszne. 

Podczas wykopalisk na rynku w Gutowie archeolodzy dokonują niezwykłego odkrycia. Wzbudza ono zainteresowanie córki właściciela cukierni pod Amorem. Czy Iga rozwikła dawną, rodzinną tajemnicę? Czy przepowiednia sprzed wieków naprawdę się spełniła? W poszukiwaniu odpowiedzi prześledzimy fascynującą historię rozkwitu i upadku jednego z najświetniejszych mazowieckich rodów.

Rzadko kiedy mam do czynienia z sagami rodzinnymi, bo jeśli faktycznie są napisane z dbałością o szczegóły i nie wykraczają poza linię dzielącą prawdopodobne wydarzenia od fikcji, to moim zdaniem mogłyby zaciekawić tylko ludzi blisko związanych z opisywaną historią. W „Cukierni pod Amorem” zabrakło mi choćby jednego, wyróżniającego się bohatera o niebanalnych poglądach na życie. Gdy tylko zaciekawił mnie jakiś wątek, kończył się rozdział, a akcja przeskakiwała w czasie lub na następnego bohatera i moje chwilowe zainteresowanie natychmiastowo malało. Będę szczera - nie zachwyciłam się tą powieścią i naprawdę pojąć nie mogę, dlaczego wszyscy są nią tak bardzo zauroczeni.

Pozytywne wrażenie zrobiła na mnie natomiast ogólna atmosfera książki: urocze opisy XIX-wiecznych dworków, jedzenia, strojów i codziennego życia przedstawione za pomocą bogatego, stylizowanego języka Małgorzaty Gutowskiej-Adamczyk. Irytowały mnie jednakże dialogi prowadzone w obcych językach.

Ostatnie strony niemile mnie zaskoczyły. Jak można tak po prostu przerwać książkę bez doprowadzenia do końca chociażby jednego z wątków? Nie tłumaczy tego nawet fakt, iż „Zajezierscy” to dopiero pierwszy tom trylogii. Po następne części sięgnę z nadzieją, że nie skończą się w tak nieodpowiednim momencie. 

czwartek, 3 lutego 2011

„Złamana przysięga” Michelle Paver

Wydawnictwo: W.A.B.
Liczba stron: 328
Ocena: 5/6


Młodzieżową fantastyką już od dawna nie jestem zainteresowana, ale dokończenia rozpoczętych kilka lat temu serii nie mogłabym sobie odpuścić. „Złamana przysięga” to piąty, przedostatni tom umiejscowionej w czasach prehistorycznych, sagi fantasy angielskiej pisarki - Michelle Paver: „Kroniki Pradawnego Mroku”

Minęło już kilka miesięcy, odkąd prawie piętnastoletni już Torak został wykluczony z klanów. Może jednak przebywać z Krukami, którzy pilnie strzegą miejsca, gdzie ukryty jest ostatni kawałek opalu ognia. Strach pomyśleć, co się stanie, jeśli kamień wpadnie w ręce Thiazziego - bezwzględnego Pożeracza Dusz. Gdy z jego ręki ginie przyjaciel Toraka, chłopiec poprzysięga zemstę. Z dwoma ptaszyskami, Wilkiem i młodą szamanką Renn rusza śladem zabójcy do Głębokiego Lasu.

Niewątpliwą zaletą „Złamanej przysięgi” i poprzednich tomów również, jest znakomicie przedstawiona atmosfera świata, w którym żyli bohaterowie. Realistyczne, ale i pełne uroku opisy przyrody, która była traktowana przez prehistorycznych ludzi niczym wszechpotężne bóstwo; zapewniała bezpieczne schronienie, pożywienie i wszystko inne, co było im potrzebne do prowadzenia względnie wygodnego życia. Magiczne rytuały, wiara w demony i obecność duszy w każdej żywej istocie, nie wyłączając rośliny czy zwierzęcia, nadały ich życiu pewnej tajemniczości, która bardzo mnie zaintrygowała.

Autorka za pośrednictwem tych samych, bez trudu zdobywających sympatię bohaterów, zabiera czytelnika w nowe, omijane we wcześniejszych tomach miejsce. Głęboki Las fascynuje głównie za sprawą zamieszkujących go plemion, wyróżniających się wyjątkowo pokojowym nastawieniem do innych, nawet w obliczu wielkiego niebezpieczeństwa. To także świetna okazja, by przybliżyć czytelnikowi ich obrzędy i codzienne zwyczaje. Paver nie wykazała się pod tym względem równie dobrze, jak wcześniej, ale i tak ilość oraz przede wszystkim jakość tych opisów jest zadowalająca.

Dość prosty, przejrzysty styl, adekwatny do wieku potencjalnego czytelnika i wciągająca fabuła sprawiły, że kolejne strony mijały mi w zastraszającym tempie. Zaskoczył mnie jednakże nieco dziwny zabieg zastosowany przez autorkę. W pewnym momencie akcja wyraźnie miała się ku końcowi, choć nie przekroczyłam nawet połowy książki. Na szczęście Paver udało się z tego zgrabnie wybrnąć i tak ułożyć dalszą fabułę, by prawdziwy punkt kulminacyjny nie był rozczarowujący.

„Kroniki Pradawnego Mroku” to moim zdaniem jedna z lepszych sag dla młodzieży. Żałuję tylko, że już wkrótce przeczytam ostatni tom.

Polecam!