Wydawca: Prószyński i S-ka
Liczba stron: 560
Ocena: 3+/6
„Władca Pierścieni” jest najbardziej znanym dziełem Tolkiena i jednocześnie jedną z moich ulubionych trylogii, dlatego też konsekwentnie kupuję i czytam inne książki tego wybitnego, angielskiego pisarza. Tym razem wybór padł na niepublikowaną dotąd wersję legendy z mitologii ludów skandynawskich. Choć tytuł wyraźnie mówi o jednej, to znaleźć możemy tu dwie, powiązane ze sobą pieśni.
„Pieśń o Völsungach” to rodowód wielkiego bohatera Sigurda, który zabił smoka Fafnira i przywłaszczył sobie jego skarb, obudził walkirię Brynhildę oraz zawarł braterstwo krwi z książętami Niflungów. „Pieśń o Gudrun” opowiada o małżeństwie Gudrun, zawartym wbrew jej woli z potężnym Atlim, władcą Hunów, i zemście, którą wymierzyła mężowi za wymordowanie braci.
Gdy po raz pierwszy zobaczyłam „Legendę...” na półce w księgarni, wpadłam w zachwyt. Bardzo ładna, stylizowana na epokę średniowiecza okładka mnie zauroczyła, a ponad pięciuset stronicowa objętość zapowiadała długie, przyjemne chwile spędzone nad lekturą. Potem jednak emocje opadły. Niemałą część książki zajmują bowiem komentarze, przypisy i wprowadzenia pióra Christophera Tolkiena. Większość czytelników, nie wyłączając w tym mnie, uzna je bez wątpienia za nieatrakcyjne i nużące. Niewykluczone wszak, że dla bardziej oddanych fanów, będą to wartościowe fragmenty. „Legenda...” została napisana dość uroczystym, ale i niezwykle żywym językiem. Dla znających angielski, nie lada gratką będzie możliwość choćby fragmentarycznego przeczytania tego utworu w oryginale. Strofy te znajdują się zaraz obok polskiego przekładu. Nie było to łatwe zadanie, dlatego tym większy jest mój podziw dla obu tłumaczek.
Przed rozpoczęciem lektury dobrze jest zapoznać się z ogólnym zarysem treści mitologii skandynawskiej. Ogromna ilość imion i opisanych w zaledwie kilku wersach wydarzeń początkowo bardzo przytłacza. Niektóre fragmenty musiałam przeczytać kilkukrotnie, a i tak zrozumiałam je w stu procentach dopiero, gdy wpadłam na jakże genialny pomysł! - zajrzałam do streszczeń zamieszczonych w internecie.
Cieszę się, że „Legenda o Sigurdzie i Gudrun” trafiła w moje ręce, aczkolwiek ocena byłaby dużo niższa, gdyby nie rewelacyjne, zapadające w pamięć zakończenie drugiej pieśni. Generalnie, bardziej przypadła mi ona do gustu niż pierwsza. Zdarzenia płynniej przechodziły jedno w drugie, były bardziej dynamiczne. Polecam fanom Tolkiena i wszystkim, którzy lubią legendy/mity skandynawskie.
Chętnie ją przeczytam. Mało książek Tolkiena do tej pory poznałam i warto to zmienić:)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!!
Tolkien górą!
UsuńTak książka chyba nie jest dla mnie ;/
OdpowiedzUsuń"Władcę Pierścieni" przeczytałam z zachwytem, ale na dzień dziejszy nic Tolkenowskiego czytać nie mam ochoty. O! Oprócz "Silmarillionu", który gdzieś tam kołacze do moich drzwi ;)
OdpowiedzUsuńMatko, zżera mnie zazdrość, sama od dłuższego czasu nijak nie mogę się "Legendy" dorobić. Jestem też przyzwyczajona do komentarzy Christophera Tolkiena (tak jak i do różnych wersji tych samych historii bądź ich wyraźnego niedokończenia u Tolkiena;)), więc raczej nie stanowi to dla mnie problemu.
OdpowiedzUsuńNie lubię Tolkiena. Nie mój klimat ;) Próbowałam (dwa razy) przeczytać "Hobbita", ale wymiękłam po pierwszych 15 stronach.
OdpowiedzUsuńkiedyś pewnie z chęcią przeczytam, bo Tolkiena lubię :)
OdpowiedzUsuńLubię Tolkiena, ale ta książka jakoś mnie nie przekonuje. Zobaczymy.
OdpowiedzUsuńJeśli kiedyś się przekonam do sięgnięcia po Władcę Pierścieni i spodoba mi się (mało prawdopodobne) to przeczytam też inne książki tego autora.
OdpowiedzUsuńKiedyś na pewno sięgnę po to dzieło Tolkiena, bym mogła się sama przekonać, jak to naprawdę z nim jest - wciąga czy też nie ;P Władcę Pierścieni uwielbiam, zarówno książkę, jak i film ;)
OdpowiedzUsuń